wtorek, 5 lipca 2016

Matura


Wybaczcie, że znów tak długo nie pisałam. Niestety nie miałam zupełnie głowy i czasu do tego.
Tutaj z pracy do pracy. Spędzanie czasu z chłopakiem i zajmowanie się działką. Niedługo pojawi się post na temat dalszych losów mojej działki kilka tygodni później :)




Dziś jednak post będzie dotyczył matury. Jest 5 lipiec czyli dzień opublikowania wyników egzaminu dojrzałości. Każdy się boi spojrzeć na swój wynik. Ze mną było tak samo. Rok temu poległam na matematyce i angielskim. Byłam zła na siebie za to, że się nie uczyłam i miałam olewatorski stosunek do tego. Myślałam o sobie a zdam spokojnie nie muszę się uczyć przecież to nic trudnego. Jednak gdy przyszedł czas zobaczenia wyników łzy mi popłynęły. W tym momencie moje plany związane ze studiami dziennymi z rozwijaniem moich zainteresowań nagle się posypał. Zdałam sobie sprawę, że będę musiała iść do pracy i zacząć sama na siebie zarabiać. Sama myśl o tym bardzo mnie przerażała. Miałam iść od początku wakacji do pracy jednak ustaliłam z mamą, że to będą moje ostatnie długie wakacje które trwały 6 miesięcy. Potem zaczęłam prace u mamy i tak jestem tam do dziś już 8 miesięcy. W tym okresie moje podejście do życia i dorosłości zmieniło się o 180 stopni. 
Wiedziałam, że muszę płacić za siebie pomagać mamie rozdzielać odpowiednio czas i brać odpowiedzialność za własne czyny i ich konsekwencje. 

Gdy tegoroczna matura zbliżała się wielkimi krokami nie miałam żadnych chęci przygotowywania się do niej. Jednak widząc zapał koleżanek, które też poległy lub podchodziły 1 raz zmotywowałam się. Fakt, że było to 2 tygodnie przed matura, ale uczyłam się wiele godzin w dzień i w noc by wchłonąć jak najwięcej wiedzy. Wtedy zdałam sobie sprawę, że się zmieniłam. Miałam chęć nauki zdobywania nowych wiadomości. Kiedy przyszedł czas egzaminów stresowałam się, bo wiedziałam, że w porównaniu do koleżanek bardzo krótko się uczyłam. 

Jednak się udało. Zdałam w tym roku maturę i jestem z siebie dumna. Mamy chłopak powiedział mi coś co podniosło mnie na duchy. Nie ważne na ile zdałam ważne jest to, że osiągnęłam ten cel. 
Wzięłam przepustkę z pracy by pojechać odebrać wyniki. Gdy weszłam do sekretariatu i powiedziała mi, że jestem pierwsza na liście nie wiedziałam czy to dobrze czy źle. Oczywiscie miałam czarny scenariusz. Okazało się, że dostałam mój kolorowy papierek, który jak to powiedziała dyrektorka "w dotyku przypomina pieniądze i daje tyle samo szczęścia". Byłam tak podekscytowana, że nie mogłam nawet złożyć swojego podpisu. Jednak kiedy wyszłam z tej szkoły i po czasie doszło to do mnie byłam bardzo szczęśliwa i wiedziałam, że teraz mogę wszystko.

Teraz wybieram się na studia zaoczne. Mam nadzieję, że dostane się na mój kierunek. Złoże podanie do paru uczelni na ten sam by mieć pewność, że się dostane. Fakt będzie to kosztować i będzie to wymagało ode mnie dużych poświeceń. Ale wiem, że warto. Niezdanie w zeszłym roku dało mi więcej i nauczyło niż to gdybym zdała za pierwszym podejściem.

Chce wam tylko powiedzieć, że jak nie zdacie lub coś wam w życiu nie wyjdzie to ma to swój cel. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Nawet gdy mamy pecha nie możemy się poddać, a szczęście do nas wróci. Takie rzeczy uczą człowieka na różne sposoby. Dzięki temu doświadczeniu wiem, że teraz zasłużyłam na zdanie swojego egzaminu dojrzałości. 

A wy jak z maturami? Zdałyście? Co sądzicie o wracającej karmie? Według was istnieje coś takiego? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz